Magdalena Daniec, „Częściowa anhedonia” (20.05.2016)

Czy to będzie opowieść o smutku? Nie, nie do końca. Choć oczywiście częściowo też, bo przecież to „Częściowa anhedonia”. Malarstwo Magdaleny Daniec nie jest jednak smutne, natomiast na pewno jest poważne. Generalnie jej twórczość to poważna sprawa i to nawet bardzo. Pod wieloma względami. Na początek ze względu na warsztat. Z jednej strony artystka jest absolutną perfekcjonistką. Działa w obszarze obrazu, a także w obrębie jego warstw, z taką precyzją i świadomością, z jaką czynili to mistrzowie malarstwa dawnego oraz pisarze ikon. Po drugie jednak, a może właśnie dzięki tej świadomości, w zasadzie rzemieślniczej, może sobie pozwolić na zupełną dezynwolturę. Stąd w malarstwie Daniec kolaż używany w tak śmiały sposób, w jaki inni artyści używają tylko farb. Artystka wkleja papiery, fotografie, przedmioty. „Chomikuje” rzeczy znalezione i odziedziczone, daje im nowe życie i znaczenie w przestrzeni obrazowej, wykorzystuje ich faktury i kolory. Gra jednak tymi elementami nie jak fragmentami grafik, a jak dodatkową paletą kolorystyczną. Chętnie też czerpie z nich jeszcze jeden element, ten, którego zawsze w malarstwie brakowało, a po który artyści na zasadach „oszukania oka” sięgali w różny sposób, mianowicie trzeci wymiar. Magda Daniec wykorzystuje właściwości przestrzenne materiałów, buduje miniaturowe konstrukcje skrzynkowe wklęsłe, lub przeciwnie, wypukłe witrynki z malarstwem, w którym coś wystaje, coś jest nie do końca przymocowane i płaskie. Patrząc na te elementy, ma się jednak przekonanie, że u Daniec wszystko jest w pełni malarstwem, że to inny sposób stosowania impastów. Najważniejszy u Magdy Daniec jest kolor. W nim wypełza trochę „anhedonii”. Częściowo. I też na zasadzie kontrastu.

Od pewnego czasu nikt autorki nie ogranicza. To jej pierwsza wystawa po dłuższej przerwie. Przerwie, w czasie której „tworzyła do szuflady”, po rozstaniu z reprezentującą ją wcześniej galerią. Zaczęła swobodnie malować obrazy pozornie smutne, w ograniczonej gamie kolorystycznej: czarne, białe, roztopione w szarościach, eksplorujące różne obszary czerwieni, od koloru wina do niezwykle opalizujących miedzi. Anhedonia jest więc tu częściowa, gdyż jest też radością z niezależności twórczej. Zresztą Daniec ze zdziwieniem zauważyła, że jej „szuflada” często pustoszeje, a kolekcjonerzy potrafią ją odnaleźć. Ponadto panująca częściowo w szufladzie anhedonia ich nie zniechęca. Zestawienia kolorystyczne, jakie tworzy Magdalena Daniec to najważniejsza tajemnica jej malarstwa. One wymykają się opisowi. Czasami są bardzo subtelne i na jednej „oktawie” opowiadają cały obraz. Innym razem kompozycja stworzona jest na zasadzie kontrapunktu. Nie jest już delikatna, a przeciwnie ostra i drapieżna. Choć to też może być pozorem, bo koncepcje Daniec zawsze warto oglądać z dwóch perspektyw – koncentrując się na ogólnym wrażeniu, a następnie poszukując niuansów w małych kadrach, odnajdując mikropowieści w większej aranżacji. Autorka lubi zestawiać swoje prace w dyptyki. Dzieje się tak ze skończonymi już płótnami, do których intuicyjnie tworzy pary. Czasami jednak podobną zasadę wykorzystuje w obrębie jednego obrazu, który optycznie dzieli na części, zderzając ze sobą jasną i ciemną stronę tej samej historii. Szczególną rolę w budowaniu obrazu pełni też u Magdy Daniec kontur. On nadaje jej pracom siłę, dodatkową ekspresję, pozwala wybrzmieć kolorom w całej ich pełni. Powoduje, że są to bardzo mocne obrazy. Często zdaje się oglądającym, że mają one znacznie większe formaty, niż ich rzeczywisty wymiar. Malarstwo Magdy Daniec nie jest oczywiste. Artystka tworzy zazwyczaj abstrakcje, przeważnie małe formaty, najczęściej w gamie barwnej ograniczonej do bieli, czerwieni i czerni… Zazwyczaj, przeważnie, najczęściej. Malarstwo Magdy Daniec wymyka się definicjom. Częściowo.