Mamy prawdziwą przyjemność ogłosić, że rok 2021 rozpoczynamy z malarstwem naszego najnowszego „Artysty Tygodnia” – Roberta Jaworskiego!
Droga artystyczna, którą przebył ten twórca, jest niezwykła i zupełnie słusznie budzi zdumienie i podziw odbiorców, którzy od lat śledzą wychodzące spod jego ręki dzieła. Artysta, który przecież początkowo zajmował się zupełnie inną dziedziną sztuki – architekturą – w ciągu zaledwie kilku lat zmienił całkowicie sposób kształtowania formy i myślenia o dziele, jakim jest obraz. Gorąco zachęcamy do zapoznania się z przygotowanym przez nas katalogiem PDF, w którym znaleźć można więcej informacji o teorii i praktyce twórczej Roberta Jaworskiego oraz do śledzenia social mediów Pragalerii!
W malarstwie szukam bezobrazowości. Punktem wyjścia do malarstwa nie jest obraz, jakakolwiek inspiracja rozumowa lub zmysłowa. Najważniejsza dla mnie jest masa i pamięć. Utworzony z niczego kawałek kosmosu, który ożywa poprzez nabytą zdolność bycia w łączności. Obiekt wolny od wszelkich odniesień i zdolny do wpływania na czasoprzestrzeń (najprościej i najbardziej konsekwentnie będąc masą). Dążę do tego, aby zapis mojej pracy był pozbawiony uproszczenia, skali, perspektywy, ilustracyjności, odwzorowania, konfrontacji, opisu i iluzyjności. Chciałbym, żeby stał się autonomiczną cielesnością. Interesuje mnie odwrotność obrazu. Podobnie jak może istnieć bryła i miejsce po bryle (rzeźba zewnętrzna i wewnętrzna), tak dla mnie jednym z wyjść do malarstwa jest przestrzeń po obrazie/bez obrazu. W pracy badam swoją pamięć, traktuje ją jako przedmiot malarskiej obserwacji. Proces zapisu daje mi możliwość przekroczenia granic i wejścia na terytoria będące dla mnie „białą plamą” (moim osobistym wszechświatem, moim wszystkim). Moja praca polega przede wszystkim na próbie zapisu topografii przestrzeni pamięci. Interesuje mnie również relacja między farbą i masą (cielesnym nośnikiem farby), struktura farby i jej zdolność do zmiany stanu skupienia. Ostateczna zdolność farby do samonośności, jej „wyschnięcie” umożliwia powstanie tworu malarskiego zredukowanego (niemalże) do samej materii farby.[1]
Robert Jaworski
Droga artystyczna, którą przebył Robert Jaworski, jest niezwykła i zupełnie słusznie budzi zdumienie i podziw odbiorców, którzy od lat śledzą wychodzące spod jego ręki dzieła. Artysta, który przecież początkowo zajmował się zupełnie inną dziedziną sztuki – architekturą – w ciągu zaledwie kilku lat zmienił całkowicie sposób kształtowania formy i myślenia o dziele, jakim jest obraz. Pchany nienasyconą potrzebą zgłębiania specyfiki i ograniczeń medium malarskiego, pragnąc wyjść poza jego granice, przeszedł od niezwykłych, ale wciąż stosunkowo klasycznych, architektonicznych widoków miast do powstających obecnie monumentalnych obiektów, zadziwiających swoją fakturą, zachwycających kolorem, przytłaczających masą i skalą, wchodzących w trzeci wymiar, które nawiązują z widzem bezprecedensową relację. Po drodze porzucił reprezentację, odszedł od narracji, a nawet – od tradycyjnych narzędzi malarskich, tworząc zupełnie nowe, autorskie struktury.
Mówi się, że dzieła sztuki nie powinno się dotykać – tego uczą nas gęsto rozwieszone w muzeach i galeriach tabliczki ostrzegawcze. Malarskie obiekty Roberta Jaworskiego (bo słowo obraz nie jest w stanie pomieścić w sobie wszystkich tych znaczeń i wartości, które kryją się w pracach artysty) wchodzą jednak w silną relację z odbiorcą, domagają się, by zostać poznanymi i odbieranymi różnymi zmysłami. Prym wiedzie kolor – co podkreślają również tytuły dzieł. Kontrastowe połączenia barwne przyciągają oko widza. Wyraziste pomarańcze, róże, czerwienie i fiolety, rzucone na powierzchnię tych artystycznych artefaktów zamaszystym gestem, w ramach czystego, bezpretensjonalnego aktu kreacji, angażują nie tylko zmysł wzroku odbiorcy ale oddziałują również bezpośrednio na jego emocje. Faktura tych obiektów, pokryta wypukłościami, wystającymi elementami, nie tylko sprawia, że tworzone przez Jaworskiego niezwykłe „anty-obrazy” przekraczają podstawowe ograniczenie malarstwa jakim jest dwuwymiarowość, ale również prowokują widza do ich organoleptycznego poznania, do dotyku, do przesunięcia dłonią po ich chropowatej, nierównej powierzchni – do wejścia z nimi w bardzo bliski, intymny kontakt, który nie jest możliwy w przypadku chłodnej, trzymającej widza na dystans techniki oleju na płótnie. I wreszcie – ich materialność. Choć prace Jaworskiego wciąż eksponowane są w tradycyjny sposób – poprzez zawieszenie ich na ścianie – to jednak, dzięki swojej masie, skali, ciężarowi (prawdziwemu, lub iluzyjnie zasugerowanemu nam przez artystę) oraz często nieregularnemu kształtowi, przypominać mogą nam bardziej malarskie monolity, artystyczne totemy, które wdzierają się w prywatną sferę odbiorcy, stając się dla niego punktem odniesienia – obiektem zainteresowania, przedmiotem kontemplacji lub nawet adoracji. Nieco inaczej jest w przypadku płaskich płócien z 2020 roku, o regularnych, klasycznych zarysach. Głównym bohaterem tych przedstawiań staje się farba z jej fizycznością i materialnością – rozpuszczony pigment, który zmienia swój stan skupienia, by w końcu wyschnąć, zgodnie z wolą artysty. Płótna te stają się więc dla nas przyczynkiem do rozważań na temat tego, gdzie właściwie mieści się sedno, esencja malarstwa i jakie środki i narzędzia są niezbędne do tego, by zaistniało dzieło.
Marcin Krajewski
[1]. Fragment rozprawy doktorskiej artysty p.t.: „Moja krew, moje plemię – pomiędzy malarstwem, a obrazem”, napisanej pod kierunkiem profesora Jarosława Modzelewskiego, ASP Warszawa, Wydział Malarstwa, 2018.