Artysta Tygodnia: Stanisław Ryszard Kortyka (10.11-16.11.2020)

Cogito ergo sum (Myślę więc jestem). Trwam nieubłaganie w błękicie dnia, zamglenia, zmierzchu, nocy. Ja, kamień. Ograniczony horyzontem, labiryntem zdarzeń w drodze do nieskończoności. Ja kamień, mały odprysk wielkiej skały ciała niebieskiego – Ziemi – mam głos cichy, lecz nieustępliwy.

Poetyczna subtelność nastroju ukazana w obrazach Stanisława Ryszarda Kortyki wywołuje pewnego rodzaju konfuzję u widza swoją cichością i wieloznacznością. Jest najlepszym dowodem na to, że nie trzeba „krzyczeć ekspresją”, by zrobić „piorunujące wrażenie”. Wybitny malarz i doskonały dydaktyk, który dotychczas zetknął się z różnymi środowiskami twórczymi (sztuka konceptualna, awangarda lat 70., ekspresja lat 80.), nie zrezygnował z czułości i delikatności z jaką podchodzi do myśli wyrażonej zarówno farbą na płótnie jak i piórem na papierze. Stanisław Ryszard Kortyka jest bowiem również poetą, autorem wierszy opublikowanych przez wydawnictwo Ossolineum. Jego twórczość kryje w sobie wyjątkową skłonność, zarówno autora, jak również widza, do kontemplacji, uważności (a może nawet rozważności), co jest wyrażone w tym, że artysta tworzy w cyklach, opracowując, rozważając po raz kolejny inspirujące go momenty, literaturę, myśli.

W prezentowanym katalogu zostały ujęte najnowsze obrazy Stanisława Ryszarda Kortyki. Bohaterem większości z nich jest właśnie kamień (pojedynczo lub w formie muru), mała, niepozorna skałka, która ulega korozji, przekształceniom, w przestrzeni ograniczonej horyzontem. Można sądzić, że to tylko widnokrąg, który, sukcesywnie, wraz z przemieszczaniem się kamyka, powiększa rzeczywistość o kolejne fragmenty nieskończoności. Poszerza perspektywę i świadomość, nakłania do odkrywania kolejnych, nie tylko błękitnych, przestrzeni, zachęca do nieustających podróży wewnętrznych. Podobnie jak droga, którą malarz podjął sam, o czym przekonuje obraz z 1993 roku pod tytułem „Nieskończona podróż”.

KATALOG ON-LINE

Twórczość malarza-poety Stanisława Ryszarda Kortyki znacząco wyróżnia się we współczesnej sztuce polskiej. Jego układające się w cykle dzieła niemal za każdym razem intrygują nas: często tonem medytacji, który pojawia się po tumultach wydarzeń, a czasem – jak w 1980  – do nich równolegle. Kryją te obrazy niejednokrotnie ewokacje nastrojów w miejscach specjalnie ważnych dla artysty (takich jak Sandomierszczyzna ze scenicznością widoków, Podlasie z natłokiem struktur pól, Jura pełna zjawiskowych skał). Ale już w zarodku  mieszczą one wektory sięgania myślami wciąż dalej i dalej, poza otaczające nas okruchy, ku nieskończoności powtórzeń i zanikaniu. „Po drodze” niejako wędrują te strzałki także i do kryjących się za nimi różnych tradycji sztuki i literatury. W dużej mierze jest tak, gdyż Kortyka należy do ekskluzywnej grupy tych artystów wizualnych, którzy są jednocześnie oryginalnymi poetami czy pisarzami i w obu rejonach uruchamiają dalekosiężne metafory. U Kortyki może to być m.in. szczególna rola kamieni, wydobyta nie bez podsłuchu tonu wiersza Zbigniewa Herberta. Z duchem wrocławskiego strukturalizmu wiąże artystę bardzo określone, zdyscyplinowanie redukcjonistyczne podejście do sztuki. A występujące w różnych kombinacjach motywy w jego dziełach niejednokrotnie otacza postkatastroficzna enigma. Przenika ona wszystkie te: błękitne bezkresy horyzontów, rżyska czy dukty zoranych pól, tereny spopielałe, konstelacje kamieni czy betonów, łachmany i kartki papieru, spięte faszyny, strugi i paprochy. Tylko wyjątkowo mogą to być pełne życia kiełkujące ziemniaki, ptaki strzegące scen czy zielone krzewy. Wszystkie motywy spaja atmosfera wizyjności wspomagana poczuciem uciekającej w nicość iluzji przestrzeni i rzutami światła. Działając w duchu Jorge Luisa Borgesa, Kortyka miesza różne tropy i mediuje między nimi. A wynikiem tej pracy są labirynty zwykłości w niezwykłych obrazach.

Andrzej Kostołowski